Przejdź do głównej zawartości

Cmentarz - 1637

Szłam z przystanku rozkoszując się jednym z ostatnich ciepłych dni. Była już końcówka października, a pomimo tego było prawie 15  stopni na zewnątrz. Otworzyłam ciężkie, drewniane drzwi i po raz kolejny przekroczyłam próg 2 liceum im płk. Leopolda Lisa-Kuli w Rzeszowie. Ciemny hol był jeszcze bardziej mroczny niż zazwyczaj. Pogaszone światła, kotary, dynie i lampki zdobiły korytarze. Tego roku samorząd naprawdę postarał się aby Halloween było niezapomniane. Pierwszą lekcją jaką miałam tego dnia był WOS. Ruszyłam do sali nr 9 znajdującej się na parterze.  

-Mańka! Czekaj! - Usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się i ujrzałam Patrycję, która biegła w moją stronę. Wyglądała niezwykle zjawiskowo. Czarna, poszarpana sukienka, kabaretki i glany... Do tego ciemny makijaż, opaska z rogami i krótka, podarta pelerynka, mająca imitować skrzydła. Demon jak się patrzy. Przytuliła mnie, uważając na kostiumy. Zaraz też zmierzyła mnie spojrzeniem od góry do dołu i uśmiechnęła się z aprobatą. 

-Postarałaś się, nie powiem. - Złapała za rękaw mojej zwiewnej, przybrudzonej, białej sukienki, która sięgała mi do kostek. Na szyi i nadgarstkach miałam łańcuchy, zamówione na allegro. Twarz miałam wykonturowaną czarnym cieniem, a na rękach i nogach porobiłam różnej wielkości czarne plamy. Z kącika sinych ust wypływała stróżka sztuczniej krwi, natomiast włosy puściłam luźno i pobieliłam je lekko sprayem. Na ramiona zarzuciłam szarą, krótką kurtkę a na stopy ubrałam czarne balerinki. W swoim mniemaniu wyglądałam dobrze i tylko starsze panie w autobusie posyłały mi krzywe spojrzenia.  

-Chodźmy do klasy, za chwilę lekcja. - Uśmiechnęłam się i złapałam brunetkę pod ramię. Gdy weszłyśmy, moje spojrzenie od razu wylądowało na Krystianie, który stał na środku przebrany za zombie. Twarz i ręce pomalowane miał różnymi odcieniami zielonej farby. Biała koszula miała na sobie czerwone smugi imitujące ślady zadrapań. Podobnie prezentowały się brązowe spodnie. Gdy tylko nas zobaczył pomachał z uśmiechem i odsunął się lekko, ukazując Wiolkę i Bartka. Przebrani byli za Rona i Hermionę, ale szczerze mówiąc spodziewałam się tego. Pomimo, że byliśmy dopiero w 1 klasie, oni zeszli się już w drugim tygodniu szkoły. Jak to powiedziała Wiola, była to "miłość od pierwszego wejrzenia" i na dobrą sprawę nikt tego nie negował. Podejrzewaliśmy, że połączyła ich miłość do Harrego Pottera i Krystian często śmiał się, że zostaną małżeństwem jak Ron i Hermiona. Pewnie stąd te przebrania.  

-Są nasze królowe punktualności! - zaśmiał się Bartek.  

-Ej, ej, ej! Jesteśmy na czas! Dzisiaj heh... - Oburzyła się Pat, ale po chwili również się zaśmiała.  

Mam ci przypomnieć kto ostatnio zaspał na pierwsze trzy lekcje? - zapytałam unosząc brew i dałam mu kuksańca w ramię.  

-Nie wiem o czym ty mówisz! - Wystawił mi język.  

-Przestańcie zachowywać się jak dzieci! - Wiolka popatrzyła na nas wrogo, ale widziałam, że ona również ledwo powstrzymuje śmiech. Nagle zadzwonił dzwonek na lekcję, a ja aż podskoczyłam. Krystian z Bartkiem na nowo zaczęli się śmiać, Wiola już siedziała w ławce, a Patrycja czekała na mnie i mierzyła chłopców wrogim spojrzeniem.  

-No co? - wydusił Krystian. Pokręciłam głową z rezygnacją, trzepnęłam go lekko po blond loczkach i obróciłam się aby to samo uczynić z Bartkiem, lecz on widząc obrót sprawy ulotnił się do swojej dziewczyny. Z westchnieniem podeszłam do swojej ławki i zaczęłam się wypakowywać. Lekcja minęła dosyć szybko. Kolejna była Łacina. Całą piątką zeszliśmy do "szczurowni" jak to nazywamy naszą salę od łaciny, która znajduje się na - 1. Bartek pobiegł jeszcze do szatni, bo czegoś zapomniał. Krystian z Patrycją i Wiolą rozmawiali na korytarzu. Już siadałam na krześle, gdy nagle podeszła do mnie Wioletta.  

-Mania, chodź ze mną na chwilę. Bartek coś znalazł. - Powiedziała, wskazując głową na resztę naszej paczki stojącej przy drzwiach. Niepewnie wstałam, zabierając ze sobą plecak i ruszyłam za koleżanką. Bartek bez słowa prowadził nas do szatni nr 15, która była przypisana naszej klasie. Weszliśmy do środka i... W podłodze przy malutkim okienku znajdowała się klapa w podłodze.  

-Czy tylko mi się wydaje, że tego tu nie było? - Mruknęła Pat wodząc wzrokiem pomiędzy nami.  

-Coś jest nie tak... - Krystian podszedł bliżej, złapał za mosiężną klamkę i podniósł wieko do góry. Zawiało chłodem.  

-Może tego nie ruszajmy? - zaproponowałam i cofnęłam się dwa kroki w tył.  

-Nie chcecie sprawdzić co tam jest? - Bartek był wyraźnie podekscytowany.  

-Nie bardzo... - Wiola stanęła po mojej stronie.  

-Dobra. Kto chce wejść ten wchodzi, reszta niech idzie na lekcje. - Powiedział Krystian i spojrzał na nas wyczekująco. Westchnęła, zamknęłam szatnię od środka i odłożyłam plecak pod ścianę.  

-Tylko sprawdzimy co tam jest i wracamy. - Powiedziałam. Reszta przytaknęła i położyli swoje plecaki obok mojego.  

-Kto wchodzi pierwszy? - Zapytała Pat.  

-Ja pójdę... Bartek wchodzi ostatni. - Zarządził blondyn i całkowicie otworzył klapę. Ta uderzyła głośno o kafelki.  

-Szybko, bo zaraz sprzątaczki się zlecą. - Ponagliłam go. On posłał mi znudzony ciężkie spojrzenie i zwinnie wślizgnął się do otworu.  

-Możecie wchodzić! - Powiedział, gdy był już na dole. Jego słowa poniosły się echem gdzieś na dole... To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie mam najmniejszej ochoty tam wchodzić. Ciekawość jednak wzięła górę. Spostrzegłam, że Patrycja i Wiola już zeszły.  

-Schodzisz czy nie? - Zapytał Bartek.

-Już, już... - Mruknęłam i powoli postawiłam stopy na pierwszym szczeblu metalowej drabinki. Bartek zszedł zaraz za mną, uprzednio zamykając klapę, która opadła z hukiem. Jedyne źródło światła zostało odcięte i teraz staliśmy, spowici ciemnością.  

-Macie telefony? - Usłyszałam za sobą głos Patrycji, która włączyła latarkę w telefonie. Wsadziłam rękę do kieszeni i wyciągnęłam urządzenie. 

-Co teraz? - Zapytałam, świecąc dookoła aby zorientować się gdzie jesteśmy. Nagle smuga światła trafiła na ciemny otwór. 

Podejrzewam, że musimy tam wejść... - Krystian również poświecił swoim telefonem w to miejsce. Powoli podszedł do dziury, która miała około dwóch metrów średnicy. Nagle coś zatrzepotało, po czym dookoła rozległ się przerywany pisk. Ktoś złapał mnie z łokieć i już miałam zacząć krzyczeć, gdy zorientowałam się, że to Patrycja.  

-Na ziemię! Chowajcie włosy! - Krzyknął Bartek. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale posłusznie pociągnęłam Pat i obie przylgnęłyśmy do kamiennej podłogi. Po chwili piski ustały, a ja powoli podniosłam się na kolana.  

-Co to było? - zapytałam, starając się uspokoić rozkołatane serce.  

-Nietoperze - Odparł chłopak, pomagając wstać Wioli. 

-Nie traćmy więcej czasu - Mruknął Krystian i powoli wszedł do otworu. Ruszyłam za nim, ciągnąc za sobą Patrycję. Wiola i Bartek szli na końcu. Gdy tylko ostatnie z nas znalazło się całkowicie w środku, ściany zaczęły drżeć. Wszyscy zamarliśmy nie mając odwagi się poruszyć. Gdy wszystko ustało, obróciłam się powoli.  

-Wpadliśmy... - Wykrztusiłam wskazując palcem ścianę, na której jeszcze przed chwilą znajdowało się wejście.  

-Świetnie! Zostaniemy tu! - Pat usiadła na ziemi i przyciągnęła kolana do klatki piersiowej. 

-Korytarz ciągnie się dalej. Musi być jakieś drugie wyjście. – Krystian poświecił telefonem dookoła. Patrycja jednak dalej uparcie siedziała na ziemi. Podeszłam do niej i podałam jej dłoń, aby mogła wstać. Niechętnie to zrobiła.  

-Jak umrzemy, to chcę żeby na moim grobie było napisane „poświęciła się dla dobra ogółu” – Wyburczała. Zaśmiałam się cicho, lecz przytaknęłam. Ostrożnie szliśmy przez korytarz. Żadne z nas nie wiedziało co robić dalej. Nagle Krystian, który szedł jakieś 3 metry przed nami, zatrzymał się. 

-Co jest? – Podeszłam do niego i oniemiałam. Przed nami znajdowała się przepaść, przez którą prowadził drewniany, rozklekotany most. 

-Jak w horrorach... – Powiedział Bartek gdzieś z tyłu. Pokiwałam powoli głową.  

-Będziemy musieli na niego wejść. – Blondyn szturchnął nogą pierwszą z desek, aby sprawdzić stabilność. – Jak wejdziemy pojedynczo to powinien wytrzymać. – Dodał, po czym pewnie stanął na chybotliwej konstrukcji. Zacisnęłam dłonie na rękawie Patrycji. Puściłam dopiero gdy Krystian bezpiecznie stanął po drugiej stronie.  

-Teraz ja... – Odezwała się szatynka i przystąpiła krok do przodu, przez co musiałam puścić jej rękaw. Pat powoli weszła na most, który zaczął się niebezpiecznie bujać.  

-Patrz cały czas na mnie! – Krzyknął Krystian aby odwrócić jej uwagę. Zacisnęłam dłonie tak, że opuszki palców mi zbielały. Gdy przeszła nabrałam głośno powietrza. Nie mogłam zlokalizować momentu, w którym wstrzymałam oddech. Spojrzałam na Wiolę i Bartka. Dziewczyna była uczepiona jego ramienia i nic nie wskazywało na to, aby miała szybko puścić. Westchnęłam i podeszłam do krawędzi.  

-Wchodzę... – Powiedziałam niepewnie i postawiłam pierwszy krok. Paraliżujący strach przeszył moje ciało.  

-Skup się na nas! – Głos Krystiana docierał do mnie jakby z oddali. Przemogłam się i postawiłam kolejne trzy kroki. – Nie patrz w dół! – Patrycja wyciągała w moją stronę rękę. Zacisnęłam zęby i uważając na przerwy między deskami, przeszłam na drugą stronę. Tam od razu wpadłam w objęcia przyjaciółki oddychając głęboko.  

-Nigdy więcej... – Wyprostowałam się i spojrzałam wrogo na Krystiana. On tylko wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć „mogłem iść sam”. Prychnęłam cicho i odwróciłam głowę, gdyż Wiola właśnie wchodziła na most. Nawet dobrze jej szło, do momentu aż przeszła połowę i lekko się zachwiała. Zapiszczała głośno i stanęła bez ruchu. Złapałam kontakt wzrokowy z Bartkiem, który był chyba jeszcze bardziej przerażony niż jego dziewczyna.  

-Wejdę po nią. – Zdecydował Krystian i powoli wszedł na most. Ten zaskrzypiał i zaczął się delikatnie bujać. Gdy blondyn był jakieś półtora metra od Wioli, wyciągnął do niej rękę. – Powoli... To nic strasznego... – Mówił cicho, starając się ją uspokoić. Jednocześnie zaczął powoli cofać się do tyłu, ciągnąc dziewczynę za sobą.  

-Cholercia... – Powiedział Wiola, przeczesując palcami swoje krótkie blond włosy. Po drugiej stronie został tylko Bartek, który w tempie ekspresowym znalazł się obok nas.  

-Jak ty? Tak szybko? Co? – Wydukała Patrycja. On tylko wzruszył ramionami i przytulił trzęsącą się blondynkę.  

-Chodźmy dalej. – Krystian tupał niecierpliwie stopą. Przewróciłam oczami, złapałam Pat pod ramię i wyminęła blondyna, wchodząc dalej w ciemny korytarz.  

-Proponuję aby świeciła tylko osoba, która idzie na początku. – Powiedziałam. – Bez sensu rozładowywać wszystkie telefony na raz. 

-W takim razie ja idę pierwszy... – Mruknął cicho Krystian. Popatrzyłam na niego. Był... Zły? 

Nie wiedziałam o co może mu chodzić, gdyż jeszcze chwilę wcześniej tryskał energią. Postanowiłam tego nie rozpatrywać i spojrzałam w kierunku, w którym padało światło. Od razu też poznałam powód złego humoru blondyna... Korytarz się rozwidlał... Niepewnie podeszłam do pierwszego wejścia. Kątem oka widziałam jak Pat i Wiola wchodzą w drugą wnękę aby się rozejrzeć. Bartek również tam poszedł. Już miałam pytać co widzą, gdy nagle ściana się zsunęła. Stałam osłupiała, patrząc to na miejsce gdzie jeszcze chwilę temu stali moi przyjaciele, to na Krystiana, który był tak samo zdezorientowany jak ja. 

-Powiedz, że to sen... Proszę... – Byłam bliska płaczu. Chłopak nie odpowiedział, tylko podszedł do ściany i zaczął w nią pukać.  

-Masz zasięg? – Rzucił nagle. Sprawdziłam telefon... Brak sieci... Pięknie.  

-Nie. – Powiedziałam cicho i oparłam czoło o ścianę obok mnie.  

-Musimy tu wejść... – Podszedł do mnie i wyciągnął rękę. Niechętnie ją chwyciłam i blondyn wciągnął mnie do wejścia. Korytarz był wąski i zdawało mi się, że sufit obniżał się z każdym naszym krokiem. W pewnym momencie szurałam po nim czubkiem głowy. Krystian szedł zgięty prawie w pół. Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Zamarłam. Blondyn szedł przede mną więc... Mój oddech przyspieszył. Złapałam przyjaciela za rękaw i powoli się odwróciłam.  

-Co jest? – zapytał cicho.

-Ktoś za nami idzie... – Wydusiłam. Chłopak skierował latarkę w tamto miejsce. Nikogo nie zobaczyliśmy. Nagle wzdrygnął się i odskoczył, prawie mnie przy tym przewracając. Szybkim ruchem skierował światło w przeciwną stronę. Odruchowo chciałam zacząć krzyczeć, ale Krystian zatkał mi usta dłonią. Przed nami stała dziewczynka. Nie miała więcej niż 10 lat. Emitowało od niej lekkie światło i była półprzezroczysta. Patrzyła na nas przez chwilę, po czym rozpłynęła się w powietrzu.  

-Co... To... Było? – Krystian oparł się plecami o ścianę. Zrobiłam to samo, gdyż czułam, że w każdej chwili mogę się przewrócić.  

-Nie idę dalej! – Oświadczyłam nagle, przerywając trwającą od kilku minut ciszę. Mój przyjaciel popatrzył na mnie jak na ostatniego idiotę, wypuścił powietrze ustami i spojrzał na mnie śmiertelnie poważnym spojrzeniem.  

-Musimy iść! Tamtego wyjścia już nie ma. Tutaj dzieje się coś niepokojącego i też nie mam ochoty sprawdzać co na nas czeka tam... – Wskazał ręką w głąb korytarza. – Ale tam są Pat, Wiola i Bartek. Musimy ich znaleźć. – Tłumaczył mi jak dziecku, pomimo iż doskonale o tym wiedziałam. Pokręciłam głową z rezygnacją, wyrwałam mu telefon i ruszyłam przodem. Nie protestował. Korytarz już się nie obniżał, lecz za to był coraz węższy. Nagle przed sobą zobaczyłam skalne rumowisko.  

-Ślepy zaułek... – Wyszeptałam. Blondyn przecisnął się obok mnie i zaczął opukiwać skałę.  

-Słyszysz to? – Zapytał cicho. Wsłuchałam się w dźwięk jaki wydobywał się przy spotkaniu jego ręki z twardym kamieniem.  

-Tam jest przejście.... – Powiedziałam zdziwiona.  

-Ściana jest cienka. Wystarczy wyciągnąć kilka kamieni i wyjdziemy. Tylko pytanie czy wtedy nic się na nas nie zawali. – Krystian odwrócił się do mnie.  

-I tak nie ma innego wyjścia... – Przytoczyłam jego słowa sprzed kilkunastu minut. Pokręcił głową z uśmiechem i wycisnął pierwszy głaz, wielkości piłki do siatkówki. Również zaczęłam wyciągać kamienie, aby szybciej poszło. Po kilku minutach do środka wpadł wąski, słaby strumień światła.  

-Odsuń się – Powiedział w pewnej chwili i gdy to zrobiłam, kopnął w jeden z głazów znajdujących się na samym dole i również odskoczył. Ściana się zawaliła, ukazując fragment polany zalanej blaskiem księżyca.  

-Wow... – tylko tyle byłam w stanie wydusić. Powoli wspięłam się na kamienny pagórek i wyszłam na zewnątrz. Krystian zrobił to samo.  

-Myślisz, że tu są? – Zapytał nagle. Zdziwiłam się, gdyż to on w naszej paczce był od uspokajania innych. Niepewnie przytaknęłam i pociągnęłam go za łokieć w stronę dużej, żelaznej bramy, znajdującej się na końcu ścieki, którą szliśmy.  

-1637...- przeczytałam datę znajdującą się na samej górze. – Założony prawie 400 lat temu...  

-Wchodzimy?  

-Obawiam się, że nie mamy wyboru... – Niepewnie pociągnęłam za jeden z prętów. – Zamknięte...  

-Nie zamknięte, tylko zardzewiałe... – Blondyn delikatnie mnie odepchnął i szarpnął wrotami. Te przesunęły się może o pół metra, ale to wystarczyło abyśmy mogli wejść. 

-To jest... – Wyszeptałam przerażona...  

-Cmentarz... – Dokończył za mnie. Zaczęliśmy się rozglądać. Jedne nagrobki były kamienne, drugie usypane z ziemi, a jeszcze inne widać było jedynie dzięki spróchniałym krzyżom, leżącym w trawie. Nagle zerwał się wiatr. Zaraz potem dało się słyszeć bicie dzwonu. Nawet nie wiem, kiedy przylgnęłam do Krystiana całą długością ciała. Moim oczom zaczęły się ukazywać białe postacie. Zamrugałam kilka razy sądząc, że to zwidy. Te jednak nie znikały, a wręcz było ich coraz więcej. Zacisnęłam oczy. W pięściach kurczowo trzymałam koszulę przyjaciela, który otoczył mnie ramionami i przycisnął do siebie.  

-Co tu robicie? – spokojny głos otoczył nas dookoła. Nie byłam w stanie stwierdzić skąd dobiega.  

-Zgubiliśmy się... – Odpowiedział szczerze Krystian, czułam jak lekko drży, lecz stara się tego nie pokazywać. Nagle coś szarpnęło mną do tyłu. Krzyknęłam i upadłam na ziemię kilka metrów dalej. Blondyn patrzył na mnie przerażony. Postacie zdawały się nie być zdziwione. No tak... W końcu to ktoś z nich.  

-Leopoldzie przestań straszyć naszych gości! Pani mogło się coś stać! - Odezwała się męski, głęboki głos. Ktoś podniósł mnie do góry. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam półprzezroczystego, wysokiego mężczyznę po 40. Na sobie umiał mundur z godłem na piersi. 

Gdy przyjrzałam się mu bliżej... Był to herb Króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Miałam nieodparte wrażenie, że go znam... Jednak mój umysł zaprzątało tysiąc innych myśli i nie miałam głowy tego rozważać.  

-Panienka wybaczy. Temu to tylko figle w głowie. – Wskazał na około 12-letniego chłopaczka.  

-Kim jesteście? – Zapytał Krystian, podchodząc do mnie i obejmując mnie ramieniem. Natychmiast poczułam się pewniej.  

-Ludźmi, tak jak wy – Odezwała się jakaś dziewczyna. Miała na sobie zwiewną sukienkę i wianek we włosach. Była zapewne w naszym wieku, jak nie młodsza. Spojrzałam na nią nic nie rozumiejąc.  

-Źle to ujęłaś Alinko...- Z tłumu wyłoniła się starsza, zadbana kobieta. – Jesteśmy duszami ludzi pochowanych na tym cmentarzu. – Uśmiechnęła się do nas.  

-Ale przecież... Ten cmentarz... On... Nigdzie go nie ma... Na żadnej mapie... Nigdzie... – Dukałam, starając się zrozumieć.  

-Takich miejsc jest wiele... Można na nie trafić tylko przez trzy dni w roku. 31 października, 1 i 2 listopada... – Powiedział chłopiec, który wcześniej mnie nastraszył.  

-Dlaczego? – W głosie blondyna pojawiła się ciekawość.  

-Oj kochanieńki... Jesteśmy pod ziemią. Nad nami są budynki i drogi. Ten księżyc, który widzisz to tylko złudzenie. – Powiedział jakiś staruszek. 

-Czyli wy tu...? – Zapytałam niepewnie.  

-Tak, mieszkamy tu. – Odparł ktoś inny. – To co tu widzisz to tylko przykrywa. – Równo z wypowiedzeniem tych słów przez jakąś kobietę, krajobraz zaczął się diametralnie zmieniać. Zamiast grobów, na ziemi stały domy, rosły drzewa. Dzieci biegały, psy szczekały, dorośli mieli swoje zajęcia. Nagle zobaczyłam dziewczynkę z korytarza.  

-Krystian... To ona... – Złapałam go za łokieć. Nim zdążył odpowiedzieć dziewczyna znalazła się obok nas.  

-Przepraszam, że was przestraszyłam. Jestem Zosia. – Ukłoniła się lekko. Uśmiechnęłam się do niej nieznacznie. Nic nam tu nie groziło, ale w dalszym ciągu nie wiedzieliśmy, gdzie są nasi przyjaciele.  

-Coś cię trapi, Panienko? – Zapytał mężczyzna w mundurze.  

-Nasi przyjaciele weszli tu razem z nami, ale zgubiliśmy ich po drodze... – Powiedziałam nieśmiało. Od tego ,,człowieka” emanowała dziwna energia, która kazała odnosić się do niego z szacunkiem. Zlustrował nas spojrzeniem i ruchem ręki pokazał abyśmy poszli za nim. Po drodze wszyscy patrzyli na nas zaciekawieni. Co się dziwić. Nie na co dzień dwójka nastolatków znajduje podziemny cmentarz... Spojrzałam na Krystiana, który szedł zaraz obok mnie tak, że co chwilę ocieraliśmy się o siebie ramionami. Dzięki temu miałam pewność, że cały czas jest tuż obok. Doszliśmy do małego domu. Mężczyzna otworzył drzwi i puścił nas przodem. Przy stole, obok kominka, siedziała trójka naszych przyjaciół. Pat gdy tylko mnie zobaczyła, wstała i rzuciła mi się na szyję.  

-Gdzie was wywiało?! – Zapytała zdenerwowana. – Coś huknęło i gdy się odwróciliśmy, to przejścia już nie było.  

-Weszliśmy w drugi korytarz... I opowiadając w dużym skrócie, trafiliśmy tutaj. – Odparł Krystian. Wiola i Bartek również do nas podeszli po czym zamknęli nas w grupowym uścisku.  

-Wie Pan, jak można stąd wyjść? – Ocknęłam się nagle. Ten tylko odwrócił się i zaczął iść w nieznanym nam kierunku. Szybkim krokiem ruszyliśmy za nim. Zatrzymał się przed drzewem, w którym były drzwi mające około półtora metra wysokości.  

-Stąd traficie bez problemu. – Powiedział. – Żegnajcie i miejmy nadzieję, że jeszcze się spotkamy- Uśmiechnął się. Odpowiedzieliśmy tym samym, po czym Wiola otworzyła drzwi i weszła pierwsza. Zaraz za nią podążyła Patrycja, potem Bartek z Krystianem.  

-Dziękuję. – Powiedziałam do mężczyzny. Wrażenie , że już kiedyś go poznałam powróciło, ale może tylko mi się wydawało.  

-Nie ma za co Mario. – Skinął głową. Jerzy... Przemknęło mi przez myśl. Ma na imię Jerzy. Chciałam go o to zapytać, ale już zniknął.  

-Mańka idziesz? – Bartek wychylił głowę.  

-Tak, tak... – Powiedziałam cicho i również weszłam do drzewa, po czym zamknęłam za sobą drzwi. Wchodziliśmy po schodach na górę. Na ich szczycie znajdowały się kolejne drzwi. Gdy tylko Wiola je otworzyła, znaleźliśmy się w... Damskiej toalecie... 

-Co jest... – Mruknął Bartek. Wyszliśmy z zamiarem zabrania plecaków z szatni. Wejście do podziemi zniknęło... 

-Przecież ten chłopiec mówił, że można się tam dostać przez trzy dni... – Powiedział Krystian.  

-Tak... Ale nie powiedział, że wejście jest w tym samym miejscu... – Zaśmiałam się i wzięłam mój plecak.  

-Chodźmy na lekcję – Powiedziała Pat. – Mam dosyć wrażeń na kolejny rok.  

-Idźcie beze mnie. Jeszcze muszę coś sprawdzić. – Ruszyłam w stronę biblioteki. Pani przywitała mnie miłym uśmiechem. Wiedziona instynktem, weszłam pomiędzy regały i wyciągnęłam z jednej z półek kilka książek. Za nimi znajdowała się skrytka na kod. Nie zastanawiając się długo wpisałam 1637. Zamek kliknął i szufladka się otworzyła. Wyciągnęłam z niej mały, zwinięty papierek. Napis na nim głosił: 


Akt ślubu 

Maria Kornelia Kołodziejówna i Jerzy Cezary Karpiński  

Dnia 24 kwietnia 1756 roku 

 

Uśmiechnęłam się do karteczki i schowałam ją do plecaka. Odłożyłam książki i wyszłam z biblioteki żegnając się z panią. Szłam zamyślona w stronę klasy. Maria i Jerzy...  

 

Moroz Aleksandra  





Komentarze

  1. Dla mnie zawsze przykry jest widok zaniedbanych nagrobków. Dlatego cieszę się, że są firmy takie jak ta opieka nad grobami gdańsk które opiekują się grobami. Bez problemu można skorzystać z oferty i mieć czyste sumienie, że groby bliskich są w dobrym stanie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz