Przejdź do głównej zawartości

 Długo wyczekiwany album Taco Hemingwaya, zapowiedziany jeszcze przed ciszą wyborczą, w końcu nadszedł, a zaraz po nim następny. Jarmark i Europa, bo tak brzmią ich tytuły, skupiają się na dwóch innych aspektach życia. Pierwszy ma przedstawiać problemy i absurdy społeczeństwa. Kosztem zamkniętej i ciężkiej tematyki cierpi lekko warstwa dźwiękowa, która nie zachwyca. Natomiast na  Europie, o nieco luźniejszym koncepcie, Filip skupia się na sobie, co pozwala mu rozwinąć się brzmieniowo. Na Jarmarku usłyszymy o nieodpowiedniej edukacji seksualnej, a raczej jej braku, wzajemnej nienawiści, uzależnieniu narkotykowym i błędnych wzorcach. 

 Płyta ta nie jest bez wad. Wnioski, które wyciąga "wieszcz który tu obudzi naród" bywają proste i banalne, może takie powinny właśnie być. Piosenki mają podobne brzmienie. Polskie Tango wywołało mylne wrażenie, że usłyszymy wreszcie zdenerwowanego Taco. Zamiast tego jesteśmy świadkami raczej spokojnego wokalu i plumkających bitów.  Do ciekawszych utworów należą takie jak trylogia Łańcuchów urozmaicona wokalem Artura Rojka, drillowy POL Smoke, czy nostalgiczne 1990's Utopia goszczące Kache Kowalczyk, którą wcześniej mogliśmy usłyszeć na Marmurze. Moim zdaniem jest to płyta jak najbardziej pozytywna mimo krytyki, którą zbiera.

 Na Europie Taco rozpościera skrzydła w aspekcie brzmienia. Stosuje różne flow, często przechodzi w śpiew, czasem krzyknie niczym Bedoes. Jest to kompletnie inny świat niż 5 lat temu, choć osobiście trochę tęsknie za surowym i jednolitym głosem Filipa. Wracając do krążka, napotkamy tu tracki spokojniejsze, jak i te mocniejsze, agresywne. Według mnie jedynie kilka z nich zapadnie nam w pamięć na dłużej. Natomiast fanom Filipa do gustu powinna przypaść ich większość, jeśli nie wszystkie. Na wyróżnienie zasługuje w mojej opinii m.in. Toskania Outro, Luxembourg czy Europa z bardzo dobrym featem Bedoesa. W tekstach Taco ponownie nawiązuje do dramatycznego wpływu narkotyków na młodzież, znów narzeka na sławę choć nie tak dużo jak kiedyś. Resztę można określić jako luźny zlepek wersów. Na obu płytach za większą część produkcji odpowiadają stali dla dyskografii Filipa twórcy, którzy stają na wysokości zadania. Mam tu na myśli Rumaka, Borucciego i Zeppy Zepa. 

 Klimatu i głębi płycie nadają dzienniki pokładowe - krótkie nagrania głosowe w których Taco opisuje swoją podróż samochodem. Jest ona metaforą jego kariery. Po drodze narzeka na zły stan psychiczny i zaniedbanie kontaktów międzyludzkich, spowodowane skupieniem całej uwagi na tworzeniu muzyki. Na końcu trasy podejmuje radykalną decyzję niszcząc swój pojazd i tym samym decyduje się na dłuższą przerwę od rapu.

Najpewniej nie usłyszymy go w ciągu kilku najbliższych lat. Szkoda, ale chyba wszyscy na tym skorzystają.


Komentarze