W ostatnim czasie w 2LO odbył się konkurs na opowiadanie pt "Pomaganie jest fajne" pod okiem pani profesor Oktawii Kaplity. Niżej zamieszczamy zwycięskie wypracowanie, a wszystkim uczestnikom serdecznie gratulujemy.
I miejsce - Aleksandra Pieńkos z klasy 2i Wyróżnienia:
Klaudia Czubocha 1i
Alicja Smykała 1i
Sabina Lizis 1d.
I miejsce - Aleksandra Pieńkos z klasy 2i Wyróżnienia:
Klaudia Czubocha 1i
Alicja Smykała 1i
Sabina Lizis 1d.
NADZIEJA
ZAWSZE
UMIERA
OSTATNIA
Aleksandra Pieńkos
Kl. II i
Los każdego dnia
przewraca nam życie do góry nogami. Kiedy spóźniamy się na pierwszą lekcję w
szkole, kiedy podstawiamy nogę młodszej siostrze i wreszcie kiedy przeznaczenie
stawia nam na drodze osobę, która zmienia nas. Nie wiedziałam, że właśnie
dzisiaj spotkam taką osobę.
Po szkole poszłam razem z
nauczycielką i pięcioma innymi wolontariuszkami do pobliskiego szpitala, by
odwiedzić chore dzieci z oddziału onkologicznego. Nie po raz pierwszy robiłam
to w ramach wolontariatu, ale za każdym razem podziwiałam ich wolę życia, walkę
o każdy dzień.
Spotkałyśmy się z grupką jedenaściorga dzieci, spędzając
dwie godziny na wspólnych zabawach i rozmowach. Te ostatnie dotyczyły głównie
strachu, że pozostawią w smutku swoich rodziców, rodzeństwo czy zwierzątka.
„Onkologiczne dzieci” nie bały się śmierci i bólu umierania. Nie. Martwiły się
tylko o tych, których kochały.
Zrobiło się późno, więc
zaczęłyśmy się zbierać do wyjścia. Odprowadzałam sześcioletnią Julkę do jej
pokoju, kiedy w sali obok zauważyłam dziewczynę w szarej chuście na głowie.
Wyglądała na jakieś szesnaście czy siedemnaście lat. Stała przy oknie i tępo
wpatrywała się w świat za szybą, podpierając rękę na statywie, na którym
zawieszona była spora dawka chemii. Nie czułam od niej żadnych emocji. Po
prostu patrzyła. Zimno. Obojętnie.
Wybór. Podobno zawsze go mamy,
ale z wyborem zwykle wiąże się strata. Utrata tej opcji, której jednak nie
wybraliśmy.
Dzisiaj ja stanęłam przed takim
wyborem. A może to los skierował mnie w tamtą stronę? Jeszcze nie wiem.
Jeszcze...
Julka popatrzyła na mnie swoimi
oczami niebieskimi jak ocean. Dodała mi odwagi. Dziękowałam losowi, że ta mała dokonała
wyboru za mnie. Jej rączka wyślizgnęła się z mojego uścisku, a dziewczynka
podążyła do swojej sali.
Podeszłam do niej i tak samo jak
ona zaczęłam wpatrywać się w okno. Płatki śniegu delikatnie wirowały na
wietrze, tworząc cudny zimowy taniec. Uśmiechnęłam się i zapytałam:
- Pięknie, prawda?
Dziewczyna nic nie
odpowiedziała. Jedyną reakcją była samotna łza, która bezszelestnie spłynęła po
jej policzku. Nie wiedziałam, co jeszcze mogłabym powiedzieć. Poklepałam ją po
dłoni i zaraz potem odeszłam.Po powrocie do domu non stop myślałam o niej. Czy
jeszcze się spotkamy...?
~*~
Niekiedy przypadkowe spotkania
wcale nie są takie przypadkowe. Bo czasem spotykamy kogoś, kto samym
pojawieniem się w naszym życiu zmieni wiele, jeśli nie wszystko.
Dwa tygodnie i dwa dni. Tyle
czasu minęło od spotkania chorej dziewczyny ze szpitala. Nie wiedziałam, jak
się nazywa; jaki jest jej ulubiony kolor; czy ma chłopaka, ale czułam nić
porozumienia między nami. Intrygowała mnie. Żałowałam, że wtedy nie zrobiłam
nic więcej. Może trzeba było ją jakoś pocieszyć, może zwyczajnie
porozmawiać...? Sama już się gubię. Ale wiem, że nie mogę jej zostawić. Dlatego
przed świętami ponownie postanowiłam ją odwiedzić.
Znalazłam ją w tej samej sali,
co ostatnio. Dzisiaj leżała w łóżku tuż przy oknie i patrzyła na przeciwległą
ścianę. Chyba mnie nie zauważyła. Przysiadłam na plastikowym szpitalnym krześle
obok jej łóżka i zrobiłam to, co ona. Patrzyłam.
Mówią, że lepiej jest mówić niż
milczeć. Ale czy na pewno? Można mówić i nic przez to nie powiedzieć. Można
milczeć i przekazać wszystko. Wszystko, co dobre i wszystko, co złe.
Nie wiem, jak długo tak
milczałyśmy, ale w końcu się odezwała. Zapytała po prostu jak się nazywam.
Odpowiedziałam z uśmiechem, że Aleksandra. I tak zaczęła się nasza rozmowa.
Majka opowiadała o sobie, o swoim dawnym życiu i o diagnozie, która zmieniła
wszystko. Glejak wielopostaciowy zmienił wszystko. Zmienił jej życie. Zmienił
ją. Przyjaciele, zamiast wspierać, odwrócili się od niej, bo była chora.
Rodzice się załamali i praktycznie przestali odwiedzać.
Dlaczego życie jest takie
niesprawiedliwe? Dlaczego na barkach tak wspaniałej dziewczyny spoczął tak
ogromny ciężar cierpienia? Dlaczego jej guz był nieoperacyjny? Dlaczego
chemioterapia i naświetlanie nie dawały rezultatów? Dlaczego?
Wszystko opowiadała z wielkim
żalem w głosie... Nie mogłam więcej słuchać i po prostu ją przytuliłam.
Obiecałam, że wpadnę z wizytą za kolejne dwa tygodnie.
Dzisiaj Maja uśmiechała się,
kiedy odchodziłam.
~*~
Wystarczy jeden delikatny i
niepewny promyczek słońca, by w ludzkim sercu znów zawitała radość. Tak
niewiele i aż tyle, żeby smutną twarz rozświetlił uśmiech, a szary dzień
wypełniły radosne barwy.
Dzięki niesamowitej pani Amelii–
pielęgniarce z oddziału onkologicznego – dowiedziałam się o wypadających dziś
osiemnastych urodzinach Majki. Dobrze, że zadzwoniła z tygodniowym
wyprzedzeniem, bo nie byłabym w stanie tak szybko wszystkiego zorganizować.
Przedstawicielka fundacji, która pomaga spełniać marzenia bardzo chorych
dzieci, była zachwycona moim pomysłem. Wszystko zostało utrzymane w ścisłej
tajemnicy, aż do dzisiaj. Bardzo się ekscytowałam, ale równocześnie martwiłam,
czy dziewczynie się to spodoba.
Jakby nigdy nic usiadłam przy
jej łóżku i spytałam o samopoczucie. Już na pierwszy rzut oka widać było, że
ból głowy dosyć jej doskwiera. Ale i bez tego wydawała się jakaś markotna.
Spojrzałam na jej szafkę nocną. No, tak. Żadnej kartki urodzinowej, prezentu
czy choćby symbolicznej tabliczki czekolady.
Zapominanie – utrata zdolności
do przypominania sobie, rozpoznawania lub reprodukowania tego, co poprzednio
zostało zapamiętane. Jednak czy „zapominanie” jest tożsame z „nie chcę
pamiętać”? Nie. Nie chcieć pamiętać to świadomie wyrzec się kogoś lub czegoś ze
swojego serca i pamięci.Tak właśnie zrobiła rodzina i przyjaciele Mai. Nie chcieli
pamiętać.
Zaczęłam cichutko śpiewać „Sto
lat” i wyciągnęłam z torebki prezent dla dziewczyny. Majka zaczęła płakać.
Myślałam, że to dlatego, że nie spodobała jej się książka Johna Greena „Gwiazd
naszych wina”. Ale były to tylko łzy szczęścia. Ktoś jednak o niej pamiętał.
Zapewniłam, że to nie koniec niespodzianek. Pół godziny później do sali weszła
pani Magdalena z fundacji „Mam marzenie”, tatuażysta Filip i pielęgniarka. Maja
była wniebowzięta. Z całego serca dziękowała nam wszystkim za spełnienie jej największego
marzenia.
„Nadzieja
zawsze umiera ostatnia...” -
taki napis zdobił prawy nadgarstek Majki. Myślę, że wybrała go świadomie. Od dziś postanowiła walczyć o
swoje życie, mimo tego, że nie miała wsparcia ze strony najbliższych.
~*~
Pewnych słów nie trzeba
wypowiadać na głos, by zostały usłyszane. One po prostu trwają między ludźmi.
Kto ich szuka, odnajdzie je w swoim sercu.
Od mojej ostatniej wizyty u Mai sporo
się zmieniło. Ja ścięłam włosy dla organizacji, która zajmuje się perukami dla
chorych po chemioterapii. Natomiast ona w końcu porozmawiała ze swoimi dawnymi
znajomymi. Rodzice wciąż nie chcieli jej odwiedzić, ale i tak byłam dumna z
tego, że dziewczyna odważyła się jako pierwsza wyciągnąć do nich rękę. Martwił
mnie natomiast stan jej zdrowia. Miała coraz gorsze bóle głowy, zaburzenia
pamięci, nie potrafiła się skupić, była otępiała, zmęczona, pojawiły się epizody
padaczkowe. Jednak Majka zdawała się o tym nie pamiętać, kiedy ja byłam w
pobliżu. Śmiała się z moich kiepskich żartów, wypytywała o moje relacje z
Adamem i polecała nowe piosenki jej ulubionych zespołów muzycznych.
Nie mówiłyśmy o tym, ale
stałyśmy się dobrymi przyjaciółkami. Chciałam, by wszystkie nasze wspólne
chwile trwały wiecznie, by nie była chora na ten okropny nowotwór mózgu...
Nigdy nie myślimy, że ostatni
raz jest naprawdę ostatnim razem. Spodziewamy się, że będzie ich więcej. Że
będzie „jutro”. Że będzie wieczność. Tymczasem okazuje się, że żyjemy wyłącznie
nadzieją. A ona bywa czasami złudna. Bo każdy sens ma swój bezsens...
~*~
Wiedziałam, że coś jest nie tak.
Wiedziałam już wtedy, gdy o drugiej w nocy ze szpitala zadzwoniła pani Amelia i
kazała mi szybko przyjechać. Majka odeszła. Zasnęła i już się nie obudziła. Nie
zdążyłam się z nią nawet pożegnać. Powiedzieć, jak bardzo ważna była dla mnie.
Już za późno. Ona wciąż powtarzała, że to ja ją zmieniłam i wyciągnęłam ze
szklanej kuli obojętności. Nie. To ona zmieniła mnie. Dała nadzieję. Na lepsze.
Nigdy jej tego nie zapomnę.
Wolontariat
dał mi wiele dobrego. Otworzył oczy na innych ludzi, zmienił mój system
wartości, ale przede wszystkim dał przyjaciółkę, która na każdym kroku udowadniała,
że warto pomagać.