Przejdź do głównej zawartości

Jesienna muzyka

Jesień to pora, z nadejściem której rozpoczyna się muzyczne życie. Zaczyna się sezon klubowy, zespoły po wakacyjnych festiwalach ruszają w trasy koncertowe.
Jesień to także czas, który rokrocznie obficie owocuje w wiele nowych albumów.
Nic więc dziwnego, że kończący się październik przyniósł wiele nowości, zarówno na krajowym, jak i zagranicznym rynku muzycznym.
Mój debiut w „Halo drugie” poświęcę dwóm nowym, długo wyczekiwanym albumom, które miały swoją premierę w październiku tego roku – Najnowszy album legendy polskiej muzyki  – Kultu, zatytułowany „Wstyd” oraz świeży krążek kalifornijskiej grupy Green Day – „Revolution Radio”.

Kult – Wstyd (2016)



Na palcach jednej ręki można policzyć polskie zespoły, które powstały w latach osiemdziesiątych, czy nawet dziewięćdziesiątych i do dziś stale utrzymują wysoki poziom.
Nie doznały wypalenia, nie „odcinają kuponów”. Wciąż tworzą, a jak coś wreszcie stworzą, to jest to niekwestionowane arcydzieło. Każdy kolejny album jest obficie nagradzany, nierzadko mianem złotej lub platynowej płyty.
Bez wątpienia, jednym z takich zespołów jest Kult – warszawska grupa powstała w 1982 roku. Grupa arcyważna dla polskiej muzyki.
Drużyna Kazika Staszewskiego przez ponad trzy dekady wydała 15 albumów studyjnych, z których pochodzą takie przeboje jak Polska, Arahja, Krew Boga, Baranek, czy Gdy nie ma dzieci.
Kult od początku swojego istnienia tworzy muzykę ambitną, zarówno pod względem warstwy muzycznej, jak i lirycznej.
Przepełnione metaforami teksty zawsze umiejętnie wytykały wady społeczeństwa, systemów politycznych, czy religii, nierzadko w kontrowersyjny sposób.
Poprzednią płytą grupy było wydane w 2013 roku Prosto – album, który w pół roku po opublikowaniu pokrył się platyną.
Najnowszy, piętnasty album w dorobku zespołu, nosi tytuł Wstyd. Jest on wolniejszy od swojego poprzednika. Brak mu szybkiego, mocnego zacięcia, jest za to odczuwalna atmosfera niepokoju.
Już pierwszy utwór otwierający wydawnictwo, Jeśli będziesz tam, wprowadza w niepokojący klimat. Świetna praca instrumentów dętych i niezawodne organy Hammonda w tle to znaki charakterystyczne zespołu, które będą towarzyszyć nam nie tylko w tym kawałku, ale podczas słuchania całej płyty. Dwugłos wokalu w refrenie jest niczym basowy octaver. Doskonała „pieśń na wejście”.
Madryt to promujący album utwór, który obecnie króluje na polskich listach przebojów. Piosenka, której akcja umieszczona jest w madryckiej kamienicy, opowiada o ponurej stronie stolicy Hiszpanii.
Kult często wytykał wady społeczne. Na nowym albumie nie mogło zabraknąć utworów o społecznej tematyce. Przykładem jest świetny numer To nie jest kraj dla starszych ludzi,
w którym zespół przenosi nas do krainy, w której plemiona oddają cześć bogu pieniądza. Utwór, który razem z Madrytem na chwilę „uspokaja” słuchacza, wzbogacony jest o fenomenalną solówkę na saksofonie. Nie jest to jedyne dęte solo, które słyszymy na tej płycie.
Następnie powraca atmosfera niepokoju. Słyszymy tytułowy Wstyd, który demaskuje współczesne imperia i zwraca uwagę na ich posunięcia, za które wstydzi się podmiot liryczny.
Hańbą udawać jest nieść demokrację,
Która dla ropy stanowi rację,
Tyle pieniędzy brudnych pod stołem
Ty takiej hańby jesteś sponsorem.
Kontynuując tematykę społeczną, w fenomenalnym utworze Dwururka podmiotem jest osoba, która ze względu na orientację biseksualną doznaje społecznego wykluczenia.
Świetny numer, który posiada bardzo chwytliwy refren jest jednym z najmocniejszych punktów albumu.
Na uwagę zasługuje również dwuczęściowa kompozycja Pęknięty dom.
Pierwsza część z hipnotyzującą zwrotką w nietypowym metrum 5/4, krytykuje obecny polski rząd, natomiast część druga utrzymana w zupełnie innym, weselszym klimacie, krytykuje rząd poprzedni. Zespół, rozliczając je, nie pozostawia suchej nitki ani na jednym, ani na drugim.
Fenomen Kultu polega na tym, że przy użyciu tych samych instrumentów grupa jest w stanie zbudować wyjątkowy klimat dla każdego z utworów.
Przykładem są pozostałe piosenki – Cisza nocna, Bezbronni w furii, Odejdę, numer To nie jest zbrodnia z wpływami funkowymi, czy zamykający album utwór Apokalipsa. Każdy opowiada inną historię, w której warstwa tekstowa jest spójna z idealnie skomponowaną muzyką.
Wszystkie utwory z płyty są dopracowane w stu procentach. Liczne subtelne wstawki instrumentalne i pojawiające się gdzieniegdzie delikatne sample są wisienką na muzycznym torcie.
Nowy album Kultu z pewnością nie zawiedzie fanów tej legendy polskiej muzyki. Wiele osób zwraca uwagę na brak szybkiego mocnego utworu, jednak jak dla mnie album jest kompletny. Utwór taki mógłby naruszyć, albo nawet zepsuć klimat albumu, przez co całościowo byłby słabszy. Płyta jest więcej niż bardzo dobra. Jest doskonała, jakkolwiek to słowo nie znormalniało w przypadku twórczości Kultu. Nikogo to chyba w przypadku tego zespołu nie dziwi.

Ocena: 9/10


Green Day – Revolution Radio (2016)



Green Day został założony w 1987 roku przez Billiego Joe Armstronga i Mike’a Dirnta.
Twórczość zespołu można zakwalifikować jako bardziej „przyziemną” dla przeciętnego słuchacza odmianę amerykańskiego punk rocka, charakterystyczną dla zespołów z Kaliforni (jak chociażby The Offspring).
Początkowo perkusistą zespołu był Al Sobrante. W 1991 roku zastąpił go Tré Cool, który gra z Green Day do dziś.
W 1994 roku po wydaniu przełomowego albumu Dookie, zespół pokaźnie „namieszał”
w muzyce alternatywnej lat dziewięćdziesiątych. Krążek ten sprzedał się w ilości ponad 19 milionów egzemplarzy, a umieszczone na nim utwory dotarły na szczyty światowych list przebojów.
Innym kamieniem milowym w historii zespołu było wydanie 10 lat później przełomowej płyty American Idiot, która również odniosła wielki sukces.
Najnowszy album, zatytułowany Revolution Radio ujrzał światło dzienne 7 października.
Jest to już dwunasty studyjny krążek w dorobku amerykańskiego zespołu.
Muszę przyznać, że do wieści o nagrywaniu nowego albumu przez Green Day podszedłem nieco sceptycznie. Ich twórczość z ostatnich lat nie powalała mnie na kolana.
Na moje zdystansowane podejście złożyła się przede wszystkim wydana w 2012 roku trylogia płyt ¡Uno! ¡Dos! ¡Tré!, która okazała się być… co tu dużo pisać, po prostu słaba.
W głębi duszy liczyłem jednak, że zespół zrozumiał, że liczy się jakość, a nie ilość, na którą postawił przy tworzeniu wspomnianej trylogii.
Jak się okazało, nie zawiodłem się.
„Revolution Radio” to album, który przywodzi na myśl pierwsze płyty Green Day z lat dziewięćdziesiątych.
Nie ukrywam, po usłyszeniu singla Bang Bang, będącego pierwszym utworem opublikowanym przed premierą albumu, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony.
Energiczny, szybki numer, oparty na doskonałym, wpadającym w ucho riffie od razu przypomniał mi brzmienie zespołu sprzed dwóch dekad.
Drugim singlem zapowiadającym nadchodzące wydawnictwo był tytułowy utwór Revolution Radio.
Po jego przesłuchaniu byłem pod dużym wrażeniem. Dynamiczna kompozycja
z buntowniczym tekstem, refrenem, którego nie sposób wyrzucić z głowy i prostym, acz niezwykle melodyjnym solo gitarowym. Czyżby stary dobry Green Day powrócił?
Na albumie znajduje się 12 kawałków. Każdy powinien tu znaleźć coś dla siebie.
Wydanie otwiera piosenka Somwhere Now, będąca spokojnym wprowadzeniem do nowej płyty. Po nim nadchodzą dwa wspomniane wcześniej single – Bang Bang oraz Revolution Radio.
Na uwagę zasługuje także bardzo dobra kompozycja Say Goodbye – Tutaj warto pochwalić Tré Coola, który nagrał do niego bardzo dobry podkład perkusyjny, budujący świetny klimat kawałka. Melodyjny refren doskonale dopełnia całości.
Piosenką, która zdecydowanie mnie urzekła, jest Troubled Times – Utwór nieco nostalgiczny, z bardzo klimatycznymi zwrotkami i naprawdę mocnym refrenem jest moim zdaniem najlepszą kompozycją na tym albumie.
Stałym elementem w albumie rockowym jest ballada. I jej nie zabrakło na Revolution Radio. Jest to numer Outlaws – Kompozycja bardzo spokojnej i (nawet nieco zbyt) prostej zwrotki oparta na jednostajnie grającym, pulsacyjnym basie i refren z typowo balladowym riffem,
w którym wybrzmiewają przesterowane gitary. Doskonały przepis na balladę rockową.
Jest tu również utwór Still Breathing, który nie przypadł mi do gustu. W ostatnich latach zespoły rockowe bardzo często wydają na swoich płytach co najmniej jeden pop-rockowy „radio song”. Ten kawałek to doskonały przykład takiej kompozycji, która jednak jest dla mnie mdła i nieciekawa.
Forever Now to całkiem przyjemny, dynamiczny numer, który zwiastuje zbliżający się koniec albumu. Chwyta za kurtynę, którą ostatecznie zasuwa całkowicie akustyczny kawałek Ordinary World.
Najnowsze wydawnictwo Green Day jest zdecydowanie dobrym albumem. Nie jest wielce rewolucyjne, jak mógłby sugerować jego tytuł, jednak jest zdecydowanie skuteczną rehabilitacją po ¡Uno! ¡Dos! ¡Tré!. Cieszy nawiązanie brzmieniem do pierwszych płyt. Green Day powrócił do formy.

Ocena: 7/10

Opracował Bartłomiej Szabat