Beyonce - Lemonade
czyli kompletny album królowej B.
Beyonce
lubi zaskakiwać swoich fanów. Tak też było tym razem. Lemonade to szósty
studyjny album wokalistki wydany 23 kwietnia bieżącego roku. Tym razem Bey
sięgnęła jeszcze wyżej, tworząc do wszystkich piosenek z płyty wizualne
przedstawienie pewnej historii. Film, który w sumie trwa ok. 1 godzinę, został
wyświetlony na platformie HBO. Jak dobrze wiemy, to co robi Beyonce, nie może
być złe. Praca, jaką włożyła we wszystkie teledyski, które zresztą powalają na
kolana, została doceniona, aż ośmioma statuetkami VMA. Krążek został
teorytycznie wydany z dnia na dzień. Artystka nie informowała wcześniej fanów o
nadejsciu albumu w przeciwieństwie do innej wielkiej divy, Rihanny, która dużo
wcześniej nagłaśniała swoje plany. Porównanie tych dwóch wokalistek często
występuje w świecie muzycznym, ale w tej sytuacji szczególnie jest na miejscu.
Obie bowiem wydały w tym roku krążki, które są na najwyższym poziomie, mają
podobne brzmienia oraz są to właściwie największe arcydzieła popowe tego roku.
Lemonade
osiągnęło szczyt sprzedaży (notowania tygodniowe) w takich państwach jak
Australia, Holandia, USA, Wielka Brytania czy Kanada, a w Polsce zajęło drugą
pozycje.
Wiele
utworów nawiązuje do złamanego niedawno serca. Możemy się domyślać, że chodzi o
męża artystki, rapera Jay-Z. A więc co takiego musiało się stać? Czyżby jeden
ze wzorów idealnego małżeństwa miał kryzys? Najprawdopodobniej tak, chociaż nie
można tego z góry zakładać. Najbardziej trafną teorią jednak jest właśnie ta,
że zdradzona Beyonce wybaczyła niewiernemu mężowi. Nie obeszło się bez kary, a
te utwory to właśnie ona. Płyta jest brutalna, przepełniona wulgaryzmami, ale
wszystko jest we właściwym miejscu i we właściwej ilości. Nie ma tu przesady,
przerysowania. Amerykanka jest wściekła,
bardzo wściekła.
Ktoś mógłby
powiedzieć :''Przecież to Beyonce. Cokolwiek by nie zrobiła i tak by się
sprzedało, bo czego dotknie, zamienia się w złoto." I jest to prawda,
trudno się z tym nie zgodzić. Jest na tyle doświadczona, że nie posiada
tanecznych utworów z chwytliwym refrenem, a tworzy prawdziwą sztukę. Cenię
sobie muzyków, którzy myślą, a Bey na pewno się do takich zalicza. Ta płyta to
czysta spowiedź, Beyonce wręcz to wszystko nam opowiada, tak, że możemy przeżyć
to razem z nią. Całość jest bardzo szczera i świetnie wygląda. Trzeba docenić
kunszt artystki, która nie idzie za, tym co modne, tylko sama wyznacza co jest
na topie.
Występuje
tu wielkie zróżnicowanie gatunkowe oraz wachlarz emocji. Raz widzimy rockową i
mocno rozjuszoną kobiete w "Don't hurt yourself", a innym razem nieco
spokojniejszą countrową "córeczke tatusia", słuchając "Daddy
Lessons". Ta druga szczególnie do
mnie przemawia i nie wiadomo czemu bardzo wzrusza. Inny singiel, już mniej
osobisty, lecz również dotyczący samej Beyonce nosi tytuł "Freedom".
To hymn zadedykowany wszystkim czarnoskórym kobietom, które musiały i muszą do
dziś zmagać się z dyskryminacją. Beyonce tym samym wspiera swoją grupę etniczą.
"Wciąż giniemy za nasz kolor skóry" mówi. Beyonce długo kazała na
siebie czekać, w dodatku w niewiedzy, a na płycie znajduje się jedynie 12
utworów. Czuję lekki niedosyt pod względem ilościowym, ale za to jakość jest na
najwyższym poziomie. Pop, R'n'B, blues, Rock, Hip hop, soul, country, takie
brzmnienia możemy usłyszeć na Lemonade. Każdy więc znajdzie tu coś dla siebie.
Czego brakuje? Knowles przyzwyczaiła nas do piosenek o miłości, przeważnie
szczęśliwej. Na tej płycie takiej nie znajdziemy i odbieram ten brak na plus.
No bo w końcu to już było. Nie ma tu drugiego "Halo". Występuje też
pare duetów m.in. z The Weeknd. Oficjalnie na kanale Youtube można obejrzeć
video do dwóch utworów - "Sorry", gdzie zobaczymy amerykańską tenisistkę
Serenę Williams oraz "Hold up". Kropkę nad "i" stawia mocne
brzmnienie "Formation".
Po
przesłuchaniu całej Lemoniady trudno mi się do czegokolwiek
"przyczepić". Beyonce wszystko przemyślała. Nastrojowy film, klimat
całej płyty i w odważny sposób zaprezentowane utwory, taki jest właśnie ten
album. Myśle, że cały przemysł muzyczny potrzebował jakiegoś przełomu, świeżego
brzmienia. Te piosenki nie nadają się nigdzie, ani na impreze, ani do radia,
ani nawet nie mogłyby być hitami, ale jedynie Beyonce potrafi sprawić, że
będzie to jedna z najlepszych płyt roku. Mogę śmiało powiedzieć, że to jej
najlepszy album i jeden z lepszych, jakie w życiu przesłuchałem. Wielkie ukłony
dla Beyonce za tę perełkę jaką jest "Lemonade". Myślę, że teraz aby
przeskoczyć poprzeczkę, którą postawiła artystka innym muzykom, będzie musiała
sama wydać kolejny album i obyśmy nie musieli długo czekać. 10/10
Jakub
Ciołkosz